piątek, 31 maja 2019

Julian Opie w wydaniu krakowskim

Jak dziś pamiętam swoją pierwszą i bodaj najboleśniejszą styczność ze sztuką współczesną. Miała ona miejsce jeszcze w czasach licealnych, kiedy to na maturze z historii musiałam dopasować nazwisko artysty do stworzonego przezeń dzieła. Właśnie wtedy  poznałam osobę Andy`ego Warhola oraz pewien jego sławetny obraz przedstawiający produkt kultury masowej, a mianowicie – puszkę. I choć sztukę tę trudno uznać przecież za twórczość nowoczesną to niechęć do tego rodzaju artyzmu przesiąkła mną wówczas tak dalece, że spodziewając się kolejnego estetycznego wstrząsu, moment pójścia na wystawę Juliana Opiego zatytułowaną Rzeźby, obrazy, filmy odkładałam możliwie jak najdłużej. 
W końcu jednak nadszedł dzień ponownego zmierzenia się z ową owianą obawami materią. Pierwszą rzeczą, jakiej nie sposób było przeoczyć po wejściu na teren ekspozycji to przede wszystkim jej imponujący rozmiar. Prace Brytyjczyka zajęły bowiem aż dwa olbrzymie pomieszczenia MOCAK-u. Warto przy tym zauważyć, że znaczna ich większość została przygotowana przez artystę specjalnie na krakowską wystawę, co niewątpliwie mogło budzić podekscytowanie wśród koneserów sztuki. Za temat przewodni prezentowanych dzieł Opie obrał człowieka oraz otaczający go świat. O ile jednak tematyka ekspozycji cieszy się dużą popularnością wśród ludzi artystycznego rzemiosła, o tyle sposób wykonania i prezentacji samych prac śmiało można uznać za innowacyjny. Brytyjczyk sięgnął mianowicie po najnowsze osiągnięcia techniki, wykorzystując między innymi ekrany LCD czy LED. Posłużenie się mediami elektronicznymi jako sposobami dotarcia do szerokiego grona odbiorców to niewątpliwie odważny, choć niestety nie pozbawiony minusów krok w stronę uwspółcześnienia sztuki. 
Przekraczając próg pierwszego z pomieszczeń w oczy rzuciło mi się sześć rozwieszonych na ścianie stonowanych kolorystycznie portretów, które za sprawą mozaikowego charakteru były do siebie łudząco podobne. Obrazy te przedstawiały rozmieszczone naprzemiennie podobizny trzech kobiet i trzech mężczyzn o bardzo realistycznych wyrazach i rysach twarzy. Idąc nieco dalej natknęłam się z kolei na dwie, utrzymane w podobnej tonacji rzeźby. Popiersia te zdawały się być innym sposobem ukazania tych samych osób. Widok zestawionych ze sobą skrajnie różnych, a dotyczących przecież jednego tematu form wyrazu to z pewnością ciekawy pomysł na poszerzenie estetycznych horyzontów odbiorcy.
Kolejną odwiedzoną przeze mnie przestrzeń zdominowały wielkie czarne ekrany na których wyświetlano animowane obrazy przedstawiające tak ludzi, jak i przyrodę. Będące w ciągłym ruchu postaci zdawały się podkreślać nieustanną pogoń współczesnego człowieka, a może nawet jego alienację w dzisiejszej rzeczywistości. Oprócz tego rodzaju prezentacji, drugie pomieszczenie przepełniały również umieszczone na ścianach czarno-białe winyle, wśród których był między innymi dębowy las czy pasące się owce. Technika wykonania owych dzieł najlepiej bodaj podkreśla ulubiony styl artysty, a więc prostotę i redukcję. Na uwagę zasługuje także znajdująca się w pomieszczeniu trzecia kategoria obiektów, a mianowicie obrazy. Te jednak, w odróżnieniu od prezentowanych wcześniej portretów, nie miały już mozaikowego, stonowanego charakteru. Wręcz przeciwnie – wiszące na ścianach dzieła cieszyły oczy niezwykle kolorową paletą barw. Co jednak ciekawe, niemal każda występująca tam postać została przedstawiona z jakimś znamiennym dla współczesnej cywilizacji odkryciem. Mam tu na myśli przede wszystkim telefony komórkowe, słuchawki oraz małe noszone w kieszeniach spodni odtwarzacze muzyczne. Obrazy te, podobnie jak wyświetlane na ekranach animacje, zdają się ukazywać życie doczesnej, ogarniętej przez ideę konsumpcjonizmu jednostki.
Na chwilę uwagi zasługuje także ostatnia kolekcja komputerowych animacji Opiego. Osobiście nazwałabym ją „zbiorem żywych obrazów”, gdyż zaprezentowane tam postaci nieustannie są w ruchu – mrugają oczami, uśmiechają się czy kiwają głowami. Dzieła te dopełniają swoją obecnością całą ekspozycję Brytyjczyka, czyniąc z niej skończoną całość.
Krakowska wystawa prac Opiego jest według mnie pewną grą zarówno estetyką, jak i z estetyką. Posłużenie się tak dużą ilością technik wyrazu to z jednej strony zabieg dający odbiorcy ogląd na różne sposoby komunikacji ze światem i człowiekiem, a z drugiej zaś uosobienie ograniczenia tejże komunikacji do płaszczyzny dzisiejszych osiągnięć cywilizacyjnych. Ekspozycja dzieł Brytyjczyka to z pewnością opowieść o współczesnej rzeczywistości, a może nawet jego własna diagnoza społeczna. Idąc na wystawę dzieł tego cieszącego się obecnie dużą popularnością artysty wyruszyłam jednocześnie w świat dzisiejszej cywilizacji przeniesionej na poziom sztuki. I choć prace Opiego nie przekonały mnie w pełni do jej najnowszego, niebywale skomputeryzowanego oblicza, to jednak cieszę się, że miałam możliwość zetknięcia się z nieznaną mi dotychczas bliżej płaszczyzną przekazu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Osiemnasta Osiemnaście , Blogger